Włodzimierz Ledóchowski 1910 - 1987
Włodzimierz Ledóchowski walczył w artylerii konnej podczas kampanii wrześniowej 1939 r., brał udział w obronie oblężonej Warszawy, był kurierem polskiego ruchu oporu („ZWZ”), oficerem artylerii broniącej Tobruk w Afryce Północnej w 1941 r., gdzie został ranny, oraz oficerem wywiadu aż do końca II wojny światowej, kiedy to mianowany został pierwszym sekretarzem ambasady RP w Paryżu. Wcześniej był inżynierem budownictwa i po wojnie kontynuował karierę w Południowej Afryce, gdzie zyskał reputację pisarza i działacza przeciwko reżimowi apartheidu.
*******
Urodzony 2 kwietnia 1910 r. w Krakowie, wówczas w Galicji, w zaborze austriackim, Włodzimierz („Włodek”) Ignacy Halka Ledóchowski był jedynym synem austriackiego pułkownika, potem polskiego generała Ignacego Ledóchowskiego, i Pauliny z domu Łubieńskiej. Przez całe swoje cielęce lata, aż do przejścia ojca w stan spoczynku, był on tam gdzie przyszło stacjonować generałowi. Jako młody chłopak Włodzimierz został wysłany do słynnego gimnazjum w Chyrowie - Zakładu Naukowo-Wychowawczego Ojców Jezuitów - gdzie zdał maturę w 1928 r. Jednak jak każdy, najmilsze wspomnienia zachował z lat młodzieńczych. Przede wszystkim były to wspomnienia wakacyjne gdyż lato i święta najczęściej spędzał ze swoimi starszymi siostrami, Jadwigą (Ciocia „Jadzią”) , Marią-Teresą („Teresą”, później Tyszkiewiczową) i Józefą (Ciocia „Inką”), w majątku rodziców w Wulce Rosnowskiej (czasami nazwa ta pisana jest jako Wólka Rosnowska) lub w pobliskim Krakowcu - majątku ukochanej babci Jadwigi z Rożnowskich Łubieńskiej, prawnuczki Józefa Wybickiego (autora słów hymnu narodowego „Jeszcze Polska nie zginęła”).
Po ukończeniu szkoły przyszła służba wojskowa - Podchorążówka we Włodzimierzu Wołyńskim w 1931 r., i jako podporucznik rezerwy w 6 Dywizji Artylerii Konnej („DAK”) w Stanisławowie w 1932 r. - oraz studia na Politechnice Lwowskiej, zakończone tytułem inżyniera budowy dróg i mostów (Dyplom inż. ląd-wodny) w 1936 r. Pierwszą pracę otrzymał w Koninie, w Biurze Kierownictwa Budowy Kanału Warta –Gopło. W lipcu i sierpniu 1938 r. skończył kurs dla oficerów zwiadowczych we Włodzimierzu (7).
Kampania wrześniowa
W dniu 24 sierpnia 1939 r. Włodzimierz został powołany do wojska do 13 Dywizji Artylerii Konnej („DAK”). Kiedy została ona rozgromiona pod Głownem porucznikowi Ledóchowskiemu udało się uniknąć niewoli i przez Puszczę Kampinoską, trochę na piechotę, trochę wozami konnymi dostać do Warszawy i włączyć się w jej obronę. Walczył na Pradze oraz Wale Miedzeszyńskim gdzie dowodził baterią 13 DAK'u grupy artylerii „Praga” pod pułkownikiem Kotowskim w ostrych pojedynkach z Niemcami. Z barykady rozciągał się piękny ale jednocześnie straszny widok na całą lewobrzeżną Warszawę, w tym na palący się Zamek Królewski. W Pamiętniku (2) opisuje jak żołnierż żydowskiego pochodzenia był pierwszy który zgłosił się na ochotnika aby pobierać z Wisły wodę wiadrami w celu gaszenia pożaru w sąsiednim domu. Niestety został zabity serią niemieckiego karabinu maszynowego. Bateria Włodzimierza potem zniszczyła stanowisko karabinu maszynowego razem z załogą. Włodzimierz został awansowany na porucznika 27 września (7).
W końcu wszystkie konie zostały zjedzone. Ponieważ Warszawa poddała się, przyszedł rozkaz („telefonogramem”) by barykadę zdemontować i baterię rozwiązać. Noc przed kapitulacją Warszawy Włodzimierz spędził w Ogrodzie Zoologicznym zastanawiając się czy jako oficer, zgodnie z rozkazami ma oddać się do niewoli. Przy zupie „flamingo” dowódca pozwolił mu postępować z własnym sumieniem i zezwolił na „dezercję”. „Uniknął niewoli przez przebranie się w cywilnym ubraniu” (7). Już 5 października 1939 r. jako cywil ze łzami w oczach oglądał w Alejach Ujazdowskich defiladę wojsk przed Hitlerem.
Kurier ZWZ
Zgodnie z nakazem wydanym przez okupanta, osoby cywilne miały powrócić do swoich przedwojennych miejsc pracy. Włodzimierz pojechał więc do Konina. Nadzorujący tam pracę biura Niemiec pan Baurat szybko domyślił się, że jest on oficerem, który powinien być jeńcem wojennym. Ale Baurat jego nie wydał lecz ułatwił wyjazd w „podróż ślużbową”.
Włodzimierz pojechał do Krakowa. Tam nawiązał kontakt z pułkownikiem Komorowskim i Rudnickim, którzy wystąpili z propozycją przewiezienia na Węgry raportów o zawiązującej się konspiracji wojskowej. Ale uznano, że raporty nie będą przekazane w formie papierowej. Włodzimierz musiał je zapamiętać i przekazać ustnie. Najważniejszym raportem był ten, w którym stwierdzono, że generał Tokarzewski nie był najlepszym kandydatem na dowódcę nowego podziemnego ruchu uporu - dlatego, że generał Rómmel jego właśnie mianował dowodcą nowegu ruchu przed kapitulacją Warszawy w obecności kilkunastu generałów i innych wysokich oficerów, którzy to wszyscy znaleźli się potem w niewoli niemieckiej.
Zgodnie z rozkazem Włodzimierz przekroczył granicę 22 grudnia 1939 r. i dotarł do Budapesztu 26 grudnia najpierw jadąc furmanką do Baligrodu, potem zaś w długim marszu w śniegu i ostrych mrozach (-20ºC). W Budapeszcie Włodzimierz spotkał się z pułkownikiem Alfredem Krajewskim, dowodcą bazy wywiadowczej i sekretarzem konsulatu do prac krajowych (wysłanym specjalnie z Paryża), i swoje raporty dyktował jego sekretarce. Włodzimierz wstąpił do Związku Walki Zbrojnej („ZWZ”) powołanego we Francji 13 listopada 1939 r. przez Premiera Generała Władysława Sikorskiego (nazwa ZWZ została zmieniona na Armia Krajowa („AK”) w lutym 1942 r.).
Przed Sylwestrem, w jeszcze ostrzejszych mrozach (-30ºC), zawiózł do Polski szyfry oraz statut i instrukcje ZWZ.
W lutym 1940 r., Włodzimierz po raz wtóry odbył niebezpieczną wyprawę do Budapesztu, i tam został trzy tygodnie. Skończył kurs szyfrów i pism tajnych (7).
Poznał m.in. Ludwika Popiela oraz Andrzeja Kowerskiego, który we wrześniu 1939 broniąc okolic Lwowa prowadził atak zmotoryzowanej brygady Generała Maczka. Brygada ta m.in. zniszczyła kwaterę dowództwa niemieckiego. Niestety okazało się, że kwatera miałą siedzibę w ukochanym dworze w Krakowcu, dwór, który miał Włodzimierz odziedziczć po ukochanej babce. Nie było mowy o Krystynie Skarbek.
Krajewski kazał Włodzimierzowi przekazać wszystkim znajomym że wyjeżdża do Paryża, aby Niemcy (dobrze poinformowani w Budapeszcie) nie szukali go w Krakowie. Natomiast sam Włodzimierz już w Krakowie zapewniał ZWZ, że Ludwik Popiel byłby odpowiednią osobą do przewożenia karabinu przeciwpancernego do Budapesztu. Ludwik Popiel skutecznie to potem uczynił.
Wielkanoc 1940 r. Włodzimierz spędził z rodzicami w Krakowie, niestety było to jego ostatnie z nimi spotkanie. Nie zobaczył już też nigdy Lwowa, Krakowca i Wulki Rosnowskiej...
Po śmierci Włodzimierza, wiele lat później, Generał Rudnicki powiedział mi w Londynie że był on jego najlepszym kurierem.
Krystyna Skarbek
Podczas swojej trzeciej podróży kurierskiej na Węgry, w kwietniu 1940 r., w Nowym Sączu poznał Krystynę Giżycką, z domu Skarbek, noszącą pseudonim „Andrzejewska”. Była to, jak się później okazało kurierka pracująca dla wywiadu angielskiego, z którą, zgodnie z instrukcjami pułkowników, Włodzimierz miał dążyć na Węgry. W tym momencie on przypomniał sobie, że krakowscy znajomi wspominali o jakiejś młodej Pani, która będąc w Krakowie wspominała o zapoznaniu w Budapeszcie Włodzimierza Ledóchowskiego. Wspominała ona również o tym, że Włodzimierz wyjechał do Paryża. Włodzimierz był mocno zdziwiony bo nie przypominał sobie tej kobiety.
Teraz kiedy poznał Krystynę i ona powtarzała mu to samo, mógł z radością powiedzieć: „ja jestem właśnie tym, o którym Pani mówiła, że poznała go w Budapeszcie i że wyjechał do Francji!”. Ich znajomość nabierała coraz bardziej osobistego charakteru. Włodzimierz stał się o Krystynę zazdrosny i nie była to zazdrość bezpodstawna.
Okazało się, że Krystyna miała także romans z Andzejem Kowerskim (być może stąd ten jej pseudonim „Andrzejewska”). Pojawia się też wokół Krystyny i trzecia osoba, Radzymiński, który był w jej mieszkaniu w momencie kiedy Włodzimierz i Krystyna dojechali do Budapesztu.
W maju Włodzimierz i Krystyna otrzymali od swoich polskich i brytyjskich szefów, rozkaz powrotu do Polski. Szefowie Włodzimierza mówili zdecydowanie, że nie należy jechać pociągiem przy granicy. Krystyna jednak mowiła, że jej noga boli, i trzeba ryzykować. Włodzimierz uległ.
W dniu 3 czerwca 1940 r. (7) w drodze do Polski, na pustej, maleńkiej stacji koło Koszyc, zostali aresztowani przez słowackiego żandarma i jego kolegów. Włodzimierzowi udało się zrzucić z mostu do rzeki dokumenty ZWZ, w tym awans pułkownika Komorowskiego na stopień generała.
Aby odwrócić uwagę żandarmów Krystyna zaczęła udawać, że jej szklany naszyjnik, który dostała od Włodzimierza, jest z prawdziwych brylantów i krzyczała „moje diamenty!”. Podczas wywołanego tym zamieszania udało im się uciec do lasu.
Szefowie Włodzimierza mówili że nie może wracać do Polski, gdyż został „spalony” - sfałszowane dokumenty osobiste ze zdjęciami pozostały u Niemców. Miesiąc później szukające Włodzimierza Gestapo odwiedziło jego siostry w Warszawie i rodziców pod Krakowem, ale o tym dowiedział się dopiero po wojnie (1).
Szefowie Włodzimierza coraz bardziej krytycznie wypowiadali się o Krystynie i musiał on kilkakrotnie jej bronić.
Niemcy zajęli Francję, a 24 czerwca Włodzimierz otrzymał rozkaz powrotu do wojska i ewakuacji z Węgier, i rozstał się z Krystyną. Wielokrotnie jednak opowiadał o tym jak Krystyna swoim szklanym naszyjnikiem uratowała mu życie. Jeszcze w czasie wojny w swoim Pamiętniku (2, s.166) napisał: „...idziemy do tej malutkiej restauracji, do tej samej, w której byliśmy naszej pierwszej nocy...wtedy nad głowami zieleniały nam maleńkie listki kasztanów...dzś liście są duże, silne - stare liście letnie...i w ten ostatni wieczór, w ten mój wieczór, chcę z nów patrzeć w oczy Krystyny, które dziwnie są wielkie i błyszczące, jakby w nich stały łzy. ... potem szliśmy przes ciemną ulicę do góry, [do jej mieszkania]. Zataczaliśmy się po błyszczącym asfalcie ulicy, bo Krystyna płakała i jej włosy przesłaniały mi wzrok. - Zamykam szczególną kartę mego życia, Krystyno, kartę dziwnie barwną. Dzięki tobie była ona dla mnie niezwykła. Jestem ci za wszystko wdzięczny.”
Tobruk
Włodzimierz udał się przez Turcję do Haify w Palestynie, gdzie 20 sierpnia 1940 r. został przydzielony do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich pod generałem Kopańskim. Znając już francuski i niemiecki, skónczył kurs angielskiego, oraz w lutym 1941 r. „angielski” kurs dla oficerów zwiadowczych w Kairze (7). Wraz z brygadą wyruszył do obrony oblężonego Tobruku.
W grudniu 1941 r. został przydzielony do jednostki Piechoty Południowoafrykańskiej, która nocą miała atakować twierdzę Bardia. Zadaniem Włodzimierza było bliskie podejście do pozycji wroga i jako obserwator przekazywanie swoim artylerzystom dokładnych instrukcji tak aby jak najdokładniej trafić w pozycje wroga. Jak okazało się atak był bardzo udany i angielskie czołgi szybko przemieszczały się na pozycje wroga. Podczas tego ataku, 31 grudnia 1941 r., Włodzimierz został ciężko ranny w łokieć i udo, musiał więc być przewieziony samolotem sanitarnym do szpitala w Aleksandrii.
Niestety okazało się, że prawa ręka nie odzyska pełnej sprawności, będzie krótsza i sztywna do końca życia. W szpitalu w Aleksandrii spotkał swojego kolegę ze szkoły Mieczysława Pruszyńskiego.
Za swoją odwagę na polu bitwy otrzymał od Generała Kopańskiego Krzyż Walecznych, zaś szczególną dla niego pamiątką była Odznaka Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, orzeł z napisem „Tobruk”.
Dalsza walka w szeregach wojska stała się dla niego niestety niemożliwa i został przydzielony do rezerwy.
Dyplomata i Oddział II w Ankarze
Gdy w maju 1942 r. Włodzimierz przebywał w Jerozolimie, major Piechowiak zaproponował mu awans i prace w wywiadzie, w tak zwanym Oddziale II.
W końcu 1942 r. ambasador Sokolnicki zaproponował mu objęcie funkcji sekretarza ambasady w Ankarze a 1 kwietnia 1943 r. został kierownikem placówki Oddziału II Sztabu Generalnego (wywiadu) w Ankarze (7). Opowiadał nam o wiele lat później że jednym z jego sukcesów w tym okresie było zidentyfikowanie niemieckiego agenta, za co Anglicy byli mu podobno bardzo wdzięczni. Jego Pamiętnik (2) nie ma informacji o owym agencie, bo kończy w momencie kiedy Włodzimierz zaczął pracę w ambasadzie, może dlatego że był zbyt zajęty a może z powodu tajemnicy zawodowej. W 2015 i 2016 r. potwierdzono mi (3), że tym niemieckim agentem był Hanz Merz (polski pseudonim „Jan Merwiński”, holenderski „Jan van der Linde”), który aresztował Janusza Albrechta, zastępcą Komendanta Głównego ZWZ, w lipcu 1941 r. a teraz został wysłany na Bliski Wschód z misją przekonania Generała Andersa o konieczności powrotu do Polski w celu stworzenia proniemieckiego wojska polskiego. Włodzimierz nawiązał kontakt z Merzem i zorganizował jego przerzut do Kairu, gdzie został aresztowany przez Anglików (3).
Włodzimierz został mianowany Virtuti Militari ale takie wysokie odznaczenie wymagało jeszcze zatwierdzenia rządu w Londynie. Wysłana do Premiera Generała Sikorskiego rekomendacja została zniszczona lub zagubiona, może nawet w Gibraltarze.
Włodzimierz podczas pracy w ambasadzie bywał wraz z ambasadorem Sokolnickim na różnych przyjęciach i spotkaniach gdzie miał okazję spotkać się m.in. z ówczesnym nuncjuszem papieskim, późniejszym papieżem Janem XXIII. W Ankarze w 1944 r. zostawił swój Pamiętnik (2).
Jadwiga („S. Teresa”) Ledóchowska w Powstaniu warszawskim
W tym okresie starsza siostra Włodzimierza „Ciocia Jadzia”, Jadwiga Ledóchowska, „czarna urszulanka” (Siostra Urszulanek Unii Rzymskiej) która jako siostra zakonna nosiła imię "Teresa", uczestniczyła w Powstaniu warszawskim jako sanitariuszka. Fragment jej wspomnień na tej stronie.
Wiem, że w różnych momentach była także we Lwowie, gdzie jej ojciec Ignacy, generał, ukrywał się przed NKWD, przed swoja „ucieczką” do strefy niemieckiej. Uratowała część portretów, srebra i innych cennych pamiątków rodzinnych ze dworu rodzinnego w Wulce Rosnowskiej, które później przekazała swemu bratu Włodzimierzowi - i mamy je do dzisiaj. Po pogrzebie Jadwigi w 1994 r., matka przełożona klasztoru na Starowiślnej w Krakowie powiedziała, że nie może mi dać żadnych pamiątek rodzinnych po Cioci, pocztówek, książek, itp., bo "wszystko należy do Pana Boga" (= do klasztoru). Z tej przyczyny trudno mi więcej powiedzieć na jej temat.
Londyn
15 marca 1944 r. Włodzimier został przeniesiony od Oddziału II do Oddziału Specjalnego „VI” Sztabu Naczelnego Wodza i pracował jako „referent” w Centrali w Londynie - „etat kapitana”. Zadaniem Oddziału Specjalnego było m.in. wsparcie dla AK, utrzymywanie łączności z AK, szkolenie i wysyłanie kurierów, przerzuty lotnicze i przekazywanie do Sztabu Naczelnego Wodza wiadomości o nieprzyjacielu uzyskiwanych przez AK.
Według paszportu dyplomatycznego wydanego w Londynie dnia 29 listopada 1944 r. Włodzimierz był „Wicekonsulem” ale w dokumentach wojskowych nie ma informacji o jego „specjalnej” roli. (Proszę kliknąć aby zobaczyć powiększony obraz paszportu). Moja matka „Basia„ (z domu Morawska - zob. ńiżej) w późniejszych latach powiedziała mi, że zwróciła na niego uwagę na pryjęciach w Londynie, ale był „głośny i zarozumiały” i jej się nie podobał.
1 stycznia 1945 r. Włodzimierz został oficjalnie awansowany na kapitana. W jego Ocenie dnia 15 lutego 1945 r. major Fryzendorf, szef wydziału Oddziału Specjalnego, tak napisał o Włodzimierzu:
„Poczucie obowiązku i odpowiedzialności duże. Poczucie patriotyzmy wysokie. Zdyscyplinowany i karny. Ambicja osobista duża. Inicjatywa duża. Dość rzutki. Poziom ogólnej wiedzy bardzo duży. Sumienny i uczciwy. Posiada umiejetność utrzymania autorytetu. Skłonny do krytyki. Śmiało wypowiada swoje myśli i zdania. W dyskusjach nie wykazuje uporu o ile zdanie jego nie jest słuszne. Ogólnie bardzo dobry.”
Oraz:
„Jako referent bardzo dobry. Nadaje się na Kierownika Referatu lub samodzielnej komórki w pracy wywiadowczej.”
Zgodził się z powyższą opinią Szef Oddziału Specjalnego podpułkownik dyplomatyczny Utnik (7).
Paryż
W lutym 1945 r., po wyzwoleniu Paryża, Włodzimierz objął funkcję sekretarza Ambasady Polskiej, gdzie zaprzyjaźnił się z córką ambasadora RP Kajetana Dzierżykraja-Morawskiego Marię-Barbarę, zwaną „Basią”. Pobrali się w lutym 1946 r.
Według dokumentów wojskowych, Włodzimierz był szefem placówki pt „Francja Oddziału Specjalnego „VI” Sztabu Naczelnego Wodza (7). W 2016 r. pan Waldemar Grabowski z IPN w Warszawie powiedział mi, że w tym okresie Włodzimierz był szefem pewnej polskiej bazy wojskowej we Francji, której funkcję i lokalizację Polacy trzymali w tajemnicy przed Brytyjczykami i Amerykanami, w obawie że aliancie którzy w tym momencie aktywnie współpracowali z Sowietami mogli zaszkodzić działalność bazy i ewentualnie przekazać informacje o niej Stalinowi. Rozumiem że celem tej bazy miało być wsparcie walki z nowym reżimem komunistyczym w Polsce. Z oczywistych powodów jest bardzo mało dokumentacji na ten temat. Ta rola świadczy o dużym zaufaniu jego szefów do Włodzimierza. Z tego co ja wiem, on nigdy nie napisał o tej działalności, ani opowiadał o niej jego znajomym czy w późniejszych latach nam jego synom.
Po uznaniu przez aliantów nowego rządu polskiego, polskie jednostki wojskowe a także Włodzimierz nie mogli już uczestniczyć w zwycięskiej defiladzie aliantów w Champs-Elysées. Tak jak 6 lat wcześniej w Warszawie oglądał defiladę wojsk niemieckich jako cywil, tak i tu defiladę ze łzami w oczach oglądał z chodnika, również tylko jako cywil.
Po zakończeniu wojny wrócił do swojego wyuczonego zawodu, skończył francuską szkołę inżynierską, i pracował w Marsylii i Nicei jako inżynier.
Włodzimierz przeprowadził również kolejną operacje ręki, która powiodła się na tyle, że od tej pory mógł wykonywać nią lekkie czynności, takie jak choćby pisanie czy jedzenie. Ale ręka została zawsze krótka i jako dzieci podziwialiśmy te dziwne manewry które on mógł tą ręką dokonywać.
W 1948 Włodzimierz wraz z Barbarą wyjechał do Republiki Południowej Afryki („RPA”) gdzie otrzymał pracę w administracji państwowej. W Johannesburgu Włodkowie poznali państwa Laub, żydowską rodzinę pochodzącą spod Lwowa, która przed wojną dobrze znała Ignacego, ojca Włodzimierza. Okazało się także, że w 1940 r. stryj Włodzimierza, Włodzimierz Ledóchowski przełożony generalny Jezuitów, pomógł bliskiemu krewnemu Laubów, Abrahamowi Wassersteinowi, wyjechać z Włoch a więc ocalać z Zagłady. Więcej o tym w artykule o generale.
Laubowie byli wielkimi przyjaciółmi moich rodziców. Jako małe dzieci, byliśmy przez Mamę kąpani i „szamponowani” przed kolacją. Następnie musieliśmy grzecznie słuchać rozmów rodziców i gości o polityce w Polsce, w RPA, o tym, co robi Kennedy, itp. Zaraz po kolacji mówiliśmy „dobranoc” gościom, podchodziliśmy do wszystkich ciotek i robiliśmy znak krzyża na ich czołach. Później, mama przychodziła do naszego pokoju, aby odmówić pacierz i położyć spać.
Pewnego dnia, kiedy Mama przyszła, była dosyć zła, i powiedziała, że "nie można zrobić znaku krzyża na czole Cioci Heli. Bo Ciocia Hela Laub jest Żydówką! Ona nic nie mówiła, ale widziałam że zrobiła się bardzo czerwona!" To była moja pierwsza lekcja o tym, że Żydzi są inni, i pewne rzeczy są skomplikowane, nad czym to zastanawiam się do dzisiaj.
Inżynier
Laubowie zaproponowali Włodzmierzowi pożyczkę, by mógł rozkręcić własny biznes. Pożyczka ta pozwoliła mu na to, by mógł zostać wspólnikiem w inżynierskiej firmie konsultingowej Jeffares & Green. W firmie tej Włodzimierz osiągnął duże sukcesy w swojej karierze inżynierskiej, a przy okazji zwiedził wiele krajów afrykańskich, w których nadzorował budowę dróg.
Kilka lat mieszkał z żoną w Salisbury, w Rodezji (dziś Harare, Zimbabwe), gdzie ja się urodziłem, i gdzie był odpowiedzialny za budowę dróg przez dzikie tereny do Kariba Dam, jednego z największych zalewów na świecie.
Tam w 1956 r. nas odwiedziła jego siostra Teresa Tyszkiewiczowa, która malowała piękny portret Basi.
Pracował też w Kiwu, pięknej prowincji belgijskiej kolonii Konga. Tam też Włodkowie kupili plantacje herbaty. Po ogłoszeniu niepodległości kolonii opuścili Kiwu mimo gorących protestów murzyńskich pracowników. Wielu pozostałych tam białych plantatorów, w tym Polaków, zostało zabitych.
Włodzimierz podczas całej nieudanej wojny secesyjnej pracował z wielkim ryzykiem dla Tshombé, prezydenta Katangi. W następnych latach planował również i nadzorował budowę dróg, mostów i kolei w całym RPA, w Swazilandzie, Namibii, Lesoto, Botswanie i Mozambiku.
Itzigsohnowie
Marek Itzigsohn, nasz sąsiad który miał 10 lat a ja 9 kiedy jego poznałem przez dziurę w ogrodzeniu między naszymi ogrodami, był moim największym przyjacielem. Jego rodzice postanowili zaprosić moich rodziców na kolację. My dzieci poryczeliśmy się ze śmiechu kiedy rodzice uznali, że należy elegancko jechać samochodem z jednego domu do drugiego. Rodzice stali się przyjaciółmi i w końcu także się odwiedzali przez tę dziurę w ogrodzeniu.
W trakcie drugiej wojny światowej, nie było poboru w Południowej Afryce, ale wiele osób zgłosiło się na ochotnika do południowoafrykańskiego wojska, w tym ojciec Marka, Ben. Była ta odważna decyzja ponieważ Ben był Żydem litewskiego pochodzenia. Później cała rodzina wyjechała do Izraela, ale jako że tamtejsza atmosfera nie przypadła im do gustu, znowu spakowali manatki. Rodzice już nie żyją. Marek mieszka w Kalifornii a jego siostry i brat w Nowej Zelandii.
Działacz społeczny
Pomimo sukcesów zawodowych Włodzimierz i Barbara nie mogli przystosować się do rasistowskiego ustroju apartheidu w RPA. Niezadowolony z biernego stanowiska kościoła katolickiego, wraz z żoną byli współzałożycielami Catholic Association for Racial Equality ("CARE").
Pewnego dnia byłem w domu kiedy liderzy CARE wpadli na kieliszek wina po kolacji i prosili aby Włodzimierz był następnym przewodniczącym organizacji. Odpowiedział on: "Nic nie rozumiecie, jestem Polakiem, jestem od tego żeby krytykować, a nie żeby być liderem".
Jego żona Basia założyła również dwie organizacje zajmujące się edukacją czarnej ludności Johannesburga. Włodzimierz został też prezesem Komisji Katolickiej Justitia & Pax.
Wiele lat później, znajomy Włodzimierza powiedzieli mi że w pewnym momencie jemu dali do zrozumienia że byli w trakcie założenia organizacji konspiracyjnej przeciwko reżimowi. Włodzimierz powiedział z uśmiechem: "Nic nie wiecie o pracy podziemniej, ale mogę was nauczyć".
Obaj synowie (tzn. mój brat Krysztof i ja), aby mogli wychowywać się poza zasięgiem apartheidu, zostali wysłani do szkoły z internatem w sąsiednim Swazilandzie. W kręgu bardzo bliskich znajomych Włodzimierza i Basi znalazła się noblistka, pisarka południowoafrykańska z żydowskiego pochodzenia Nadine Gordimer, biskup kościoła anglikańskiego Tutu, żona Nelsona Mandeli, oraz wielu przedstawicieli społeczeństwa żydowskiego i tamtejszej Polonii.
Postawa towarzyska i społeczna Włodków doprowadziła jednak do konfliktów z niektórymi działaczami tamtejszej Polonii, którym bardziej odpowiadała polityka rządu RPA, zaś Włodzimierza nazywali „czerwonym hrabią”.
Spowodowała również zainteresowanie nimi urzędu bezpieczeństwa RPA i wizyty agentów w ich domu. Doprowadziło to także do wyraźnego ochłodzenia stosunków ze wspólnikami w firmie Włodzimierza. Z obawy o utratę ważnych kontraktów rządowych na budowę dróg wspólnicy zmusili go do odejścia z firmy na wcześniejszą emeryturę.
Pisarz
Przez całe swoje życie Włodzimierz przejawiał również ambicje literackie. Najczęściej pisywał po polsku.
Opublikował około siedemdziesięciu artykułów (5), przede wszystkim w prasie polonijnej (Tydzień Polski, Wiadomości londyńskie, Kultura paryska), prasie polskiej w kraju (Tygodnik Powszechny, Tygodnik Polski, Polityka) jak również w prasie południowoafrykańskiej.
Pisywał felietony analizujące sytuację polityczną RPA. Z biegiem lat jego artykuły o sytuacji w RPA stawały się coraz bardziej krytyczne, a te o sytuacji w Polsce coraz bardziej optymistyczne.
Te o apartheidzie wzbudzały kontrargumenty, że Murzyni nie są jeszcze przygotowani na więcej władzy.
Te o Polsce wzbudzały z kolei kontrargumenty, że próby liberalizacji są bardziej fasadowe niż starano się to przedstawiać, a warunki życia gorsze.
Najpiękniejsze jednak jego teksty to te inspirowane własnymi doświadczeniami, opisujące prawdziwe wydarzenia historyczne i bliskie mu postaci. Szczerość literackich wypowiedzi Włodzimierza i duże poczucie humoru nie zawsze przysparzało mu przyjaciół. Tak naprawdę najbardziej raziło ich to gdy rozpoznawali się pod literackimi pseudonimami w rolach dla siebie nie zawsze pochlebnych.
Poza wspomnianymi już artykułami wydał dwie książki: w 1988 r. wspomnienia Mój nierodzinny kraj (4) a w 1990 r. (luż po jego śmierci) odnaleziony po latach w archiwum Instytutu J. Piłsudskiego w USA Pamiętnik pozostawiony w Ankarze (2). Przygotowywane przez niego jeszcze dwie książki nie zostały nigdy zakończone i wydane. Jedna z nich to Podzwonne dla optimysty, o jego wielkim przyjacielu Wincentym Rozwadowskim i jego życiu w Swazilandzie.
Druga nieopublikowana książka to o Krystynie Skarbek. Książka o Krystynie została zablokowana przez Andrzeja Kowerskigo i innych członków „panelu ochrony pamięci Krystyny”, którzy nie zgodzili się na publikacje pewnych informacji. Informacje te ukazały się już po ich śmierci w innych publikacjach o Krystynie, w tym w książce Clare Mulley wydanej w Londynie w 2012 r. i w Polsce w 2013 r. (6).
Powrót do Polski
Włodzimierz całe życie tęsknił za Polską, którą opuścił jako kurier ZWZ mając lat 30. Od 1956 r. regularnie odwiedzał kraj, powoli przekonując się, że obcy dla niego ustrój jakim jest socjalizm nie jest katastrofą. Szczególnie miłe były dla niego spotkania z ukochanymi siostrami - od lewej Maria-Teresa "Ciocia Teresa", S. Józefa "Ciocia Inka" i S. Teresa (Jadwiga) "Cocia Jadzia". Pamiętam jak podczas naszych pobytów w Polsce nocowaliśmy w klasztorach w Otorowie, w Lipnicy pod Poznaniem i w Krakowie, w których jego siostry były zakonnicami.
Zarówno ojciec jak i jego siostry słynęły z dużego poczucia humoru. Nieraz zanosiły się śmiechem opowiadając mnie i mojemu bratu Krzysztofowi historie z ich dzieciństwa oraz historie o rodzicach. Ryczały ze śmiechu, kiedy kląłem po rusku, słowami których mój ojciec się nauczył jako dziecko od chłopów w przedwojennej Polsce. Mama kazała mi się natychmiast zamknąć, ponieważ zakonnice słuchały!
Włodzimierz zdecydował się na powrót do Polski i budowę domu w Podkowie Leśnej. Znajomi w RPA, z których Włodzimierz często się naśmiewał, sami teraz żartem rozdawali taki wierszyk:
Nad swimming-poolem,
W wieczornej porze,
Hrabia liberał nasz siedział.
Patrzył na swoje w wodzie odbicie,
I taką mowę powiedział:
„Dłużej Afryki znieść ja nie mogę.”
Na stałe wrócił w 1984 r. Żona Basia, która wyjechała z Polski jako osiemnastoletnia dziewczyna, nie zdecydowała się z nim powrócić. Nie wyobrażała sobie wyjazdu z RPA, gdzie klimat, styl życia i praca społeczna bardzo jej odpowiadały.
Z RPA wróciła do Polski Jadwiga Rozmanowska, bliska znajoma Włodzimierza, która zapewniła mu bardzo dobrą opiekę. Wymarzone przez Włodzimierza życie wśród warszawskich przyjaciół zasnute zostało jednak jego poważną chorobą - rakiem płuc. Długo i uparcie walczył z chorobą. Już bardzo chory odwiedził nas w Londynie w maju i czerwcu 1987 r.
Jego choroba przynosiła jednak coraz większe cierpienie. Powoli tracił również głos. Zmarł w warszawskim szpitalu 21 października 1987 r. kiedy w Anglii był „Wielki Huragan" i „Czarny Poniedziałek". Noblistka Nadine Gordimer napisała o nim bardzo ciepły artykuł , A Man of Two Worlds (Człowiek Dwóch Światów). Został on opublikowany w Zeszytach Literackich nr 25 w Paryżu w 1989 r. Artykuł o nim napisał również m.in. Mieczysław Pruszyński, Edmund Moszyński i Stanisław Ledóchowski.
Na grobie Włodzimierza w Podkowie Leśnej widnieje tylko skromny napis :
Włodzimierz Ledóchowski Żołnierz, inżynier, pisarz
W tym samym grobie dzwadzieścia lat póżniej, w 2007 r., została pochowana jego żona Maria-Barbara („Basia”).
Przygotował Jan Ledóchowski z pomocą pani Jolanty Mamińskiej w 2004 i 2012 r. Zaktualizowany z pomocą Marii Czartoryskiej i Władysława Bibrowskiego w 2018 r.
Zamów piękną ksiażkę na
jan@ledochowski.eu
Prośba od Jana Ledóchowskiego: Byłbym bardzo wdzięczny za wszelkie komentarze, informacje, dokumenty, wspomniena. Proszę wysłać na adres mailowy Jan@Ledochowski.eu.
Przypisy:
(1) Z nowu wojna. Pamiętnik Pauliny z domu Łubieńskiej, matki Włódzimierza, zachowany po jej śmierci w 1951 r. przez Zgromadzenie Sióstr Urszulanek. Włodzimerz pamiętnika tego nigdy nie czytał. Dopiero po wojnie dowiedział się o wizycie Gestapo u rodziny po jego ucieczce.
(2) Pamiętnik pozostawiony w Ankarze. Włodzimierz Ledóchowski. Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1990. ISBN 83-11-07820-3.
(3) W 2015 r. kontaktował się ze mną niemiecki historyk Michał Foedrowitz, który pisze książkę o Hans'ie Merz (polski pseudonim „Jan Merwiński”, holenderski „Jan van der Linde”), który jako członek Einstatzgruppe brał udział w napaści na Polskę w 1939 r. Później szefem wywiadu niemieckiego w Kielcach, aresztował Janusza Albrechta, zastępcą Komendanta Głównego ZWZ, w Warszawie w lipcu 1941 r. Inspirowany podobno przez pewne ruchy prawicowe w Polsce, został teraz wysłany na misję w celu przekonania Generała Andersa o konieczności powrotu do Polski aby stworzyć pro-niemieckie polskie wojsko. To nie jest całkiem nieprawdopobodne bo wiemy, z historii aresztu Marszałka Rydza-Śmigłego oraz egzekucji 18 września 1942 r. Witkowskiego z „Muszkieterów” przez AK (mogę wysłać dalsze materiały o tym), że była conajmniej jedna wcześniejsza próba z takim celem. W 2016 r. polski historyk Franciszek Grabowski mi potwierdził że Merz pojechał do Turcji, gdzie Włodzimierz, który pracował w polskim wywiadzie, nawiązał kontakt z nim. Włodzimierz zorganizował jego przerzut do Kairu, gdzie Merz został aresztowany przez Brytyczyków 6 listopada 1943 r. i przesłuchiwany przez następne dwa lata.
(4) Mój nierodzinny kraj. Włodzimierz Ledóchowski. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988 r. ISBN 83-08-01862-9.
(5) Proszę kliknąć aby zobaczyć spis artykułów.
(6) Krystynie Skarbek, przynajmniej cześciowo, zostało poświęconych kilkanaście książek. Pierwszą z nich był Pamiętnik Włodzimierza (2), napisany przed 1944 (poświęcił jej tam około 50 stron). Francis Cammaerts, kolejny bohater dziejów Krystyny, deklaruje w filmie Mieczysławy Wazacz, że "Panel ochrony jej pamięci" zablokował co najmniej dwie książki w całości poświęconych Krystynie. Była to kolejna książka Włodzimierza napisana w latach 1970-72, oraz może Michaela Dunforda, pozostawionego przez Krystynę w Kenyi - jego książka byłaby napisana o wiele cześniej. Pan Ronald Nowicki napisał ostatnio książkę, ale nie została ona jeszcze wydana. W 2012 r., na podstawie odtajnionych w ostatnich latach państwowych archiwów brytyjskich, oraz badań prowadzonych w Polsce, wydano obszerną i wywarzoną biografię Krystyny:
The Spy Who Loved: The Secrets and Lives of Christine Granville. Clare Mulley. Macmillan, London 2012 r.
ISBN 978-0-230-7595-10 HB www.claremulley.com
a wersji polskiej:
Kobieta szpieg: Polka w służbie jego Królewskiej Mości. Clare Mulley. Świat Książki, Warszawa 2013 r.
ISBN 9788379432691
Inne książki wcześniej wydane to m.in.: Hide and Seek (W chowanego), Xan Fielding, Secker & Warburg 1954; Christine, Madeleine Masson, Hamish Hamilton, London 1975; Miłośnica, Maria Nurowska, PULS, London 1998; The Women Who Lived for Danger (Kobiety które żyły dla niebezpieczeństwa), Marcus Binney, Hodder and Stoughton, London 2002 r.; Krystyna Skarbek: Agentka o wielu twarzach, Jan Larecki, Książka i Wiedza, Warszawa 2008 r. Sam napisałem esej o niej w 2008 r.
(7) Wiele szcegółów kariery mojego ojca znalazłem w materiałach Polskich Sił Zobrojnych które mnie wysłało uprzejmie brytyjskie Ministerstwo Obrony: Ministry of Defence, RAF Northolt, Ruislip, Middlesex.